wtorek, 18 czerwca 2013

Kon-Tiki (2012)

Autentyczna historia Thora Heyerdahla, który w drugiej połowie lat czterdziestych ubiegłego wieku wyruszył w wyprawę przez Pacyfik, mającą potwierdzić jego teorię naukową dotyczącą zaludnienia Polinezji przez ludzi z Ameryki Południowej. Wraz ze swoją załogą buduje tratwę, która na cześć boga słońca otrzymuje nazwę Kon-Tiki.

Postać Thora Heyerdahla zaprezentowana w filmie "Kon-Tiki" jest niezwykła - upór w dążeniu do spełnienia marzeń, odwaga i chęć pokazania światu, że miało się rację, że lata spędzone na badaniach i pracy naukowej nie poszły na marne. Właśnie ta siła charakteru sprawiła, że od samego początku kibicowałem głównemu bohaterowi filmu, który został wyreżyserowany przez duet Roenning - Sandberg. A początki wcale do najłatwiejszych nie należały. Brak uznania wśród naukowej hałastry sprawiło, że Heyerdahl nie mógł nigdzie wydać swojej pracy naukowej, co zmusiło go do radykalnych postanowień. Zaprzestał zabawę w teorię, rozpoczynając tym samym praktykowanie. Podjął decyzję o wyruszeniu w wielką podróż, która nie tylko okazała się przygodą życia, ale także potwierdzeniem jego teorii. Teorii, która głosiła, że to nie Azjaci osiedliły Polinezję, a ludy przybyłe z Ameryki Południowej.



Problemy, z którymi przez wiele miesięcy borykał się Heyerdahl w końcu musiały się skończył, przecież zła karma nie trwa wiecznie. Po znalezieniu sponsora oraz załogi, która miała pomóc w wykonaniu arcytrudnego zadania - wyruszył w podróż trwającą ponad sto dni. Nie chcę dokładnie opisywać losów głównego bohatera i jego kompanów, ponieważ ci którzy nie czytali książki Thora lub nie widzieli filmu dokumentalnego opisującego podróż Kon-Tiki (który notabene, otrzymał Oscara w latach pięćdziesiątych w swojej kategorii) będą mieli naprawdę wspaniałą zabawę i przyjemność z oglądania tej wielkiej przygody. A naprawdę jest co do oglądania, bowiem otoczka wizualna prezentuje się wyśmienicie i jeśli ktoś - tak jak i ja - zachwycił się "Życiem Pi" Anga Lee, to produkcja Joachima Roenninga i Espena Sandberga również przypadnie mu do gustu, pomimo tego że są to całkowicie dwie inne historie, inne motywacje i losy bohaterów.

Panowie Roenning i Sandberg podołali także innej sprawie. Udało im się opowiedzieć historię kilku mężczyzn. Oczywiście głównym bohaterem i przodownikiem w tym wszystkim jest Thor Heyerdahl, ale także jego kompani otrzymują kilka minut, dzięki czemu można się przyjrzeć ich zachowaniu, temu jak zmienili się od momentu wyruszenia w podróż. A zmienili się, zapewniam. Z początku wszyscy pełni werwy i wiary w osiągnięcie założonego celu wchodzą na tratwę, która z każdym kolejnym dniem odbiera im jakąś cząstkę nadziei na przetrwanie w dzikim świecie. Dni upływają powoli, natura płata figle, na ich twarzach pojawiają się długie brody, a lądu wciąż nie widać. Z pewnością klaustrofobiczny klimat małej tratwy powodował lęk i dawał do myślenia bohaterom tej wyprawy. Kiedy weźmiemy jeszcze pod uwagę fakt, że Heyerdahl z racji traumy, jaką odniósł w dzieciństwie nie potrafił pływać, to podziw dla niego i jego załogi jest jeszcze większy. 


Całość dopełniają wspaniałe zdjęcia Geira Andreassena. Kilka kadrów przypomina te z wcześniej wspomnianego "Życia Pi". Wielkie wrażenie robią z pewnością sceny z rekinem wielorybim, którego sylwetka pojawia się niczym cień i przepływa pod tratwą. Majestatyczne piękno, ale także gdzieś w środku ukryty strach spowodowany siłą i wielkością morskiego stwora, który jednym pociągnięciem ogona mógłby zatopić Kon-Tiki. Zresztą zwierząt żyjących w oceanach będzie tutaj więcej. Latające ryby, kraby, święcące w nocy meduzy czy wreszcie żarłoczne rekiny czyhające na błąd człowieka. I to właśnie te ostatnie w mojej opni zostały przedstawione zbyt drastycznie, ale przecież trzeba było nadać filmowi w jakiś sposób dynamizmu, akcji, zbudować napięcie i niepokój. W jakimś stopniu udało się, ale także nie obyło się bez przeszarżowania i podkoloryzowania co niektórych sytuacji.

Książki Heyerdahla nie czytałem, filmu dokumentalnego nie widziałem, więc całkiem możliwe, że jest to zwykłe czepialstwo z mojej strony i sceny z rekinami zaprezentowane w "Kon-Tiki" są prawdziwym odwzorowaniem wydarzeń, które miały miejsce na tratwie, której nazwa została poświęcona bogu słońca. Dowiem się zapewne tego jeśli zdecyduję się na książkę i dokument, a mam taki zamiar, bowiem film Roenninga i Sandberga zaciekawił mnie do tego stopnia, że chcę się trochę bardziej zagłębić w niezwykłą historię Thora Heyerdahla. I wam również polecam, bowiem "Kon-Tiki" to bardzo udane kino przygodowe, które zabierze was w wyprawę pełną niebezpieczeństw, morskich stworów, ale także pokaże męską przyjaźń i odwagę tej kilkuosobowej załogi bohaterów.

Oryginalny tytuł: Kon-Tiki; Reżyser: Joachim Roenning, Espen Sandberg; Scenariusz: Petter Skavlan; Obsada: Pal Sverre Valheim Hagen, Anders Baasmo Christiansen, Tobias Santelmann, Gustaf Skarsgard; Produkcja: Dania, Niemcy, Norwegia, Wielka Brytania; Rok produkcji: 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz